To miała być wielka wyprawa na
Siemianówkę... W piątek po pracy ogarnęliśmy się, popakowaliśmy i
zebraliśmy się. Wyjechaliśmy dopiero po 18. Po drodze jeszcze zakupy,
odwiedziny łowiska w Kazimierowie pod Michałowem i przed 20 ujrzeliśmy
upragniony zalew.
Zalew zalewem ale
przecież trzeba znaleźć miejsce na obóz i wędkowanie. Nasze koło ma
swoją miejscówkę niedaleko Bachur i tam się skierowaliśmy. Niestety
miejsce nie było dostosowane do połowy ryb z brzegu a na łódce we trzech
nie chcieliśmy spędzić dwóch dni. Pojechaliśmy dalej. W rękach telefony
z mapami, odpalony GPS i szukamy jakiegoś miejsca z przestrzenią na
namiot i dostępnym brzegiem. Zaczęło się ściemniać i niestety wszystko
albo już zajęte, albo teren prywatny albo dostęp tylko z łódki. Po 21
gdy już było ciemno uznaliśmy, że wracamy na odwiedzany kilka godzin
wcześniej staw, tzw. Lesankę. Podjechaliśmy na pusty plac przy stawie i
tam po ciemku rozbiliśmy namiot. Nawet nie obchodziło nas czy będzie
gdzie łapać ale widzieliśmy, że powinno nie stanowić to problemu.
Punktem na mapie oznaczone jest łowisko |
Z
tego co słyszeliśmy od znajomych, Lesanka to miejsce częstych odwiedzin
karpiarzy. Podobno miejscowi dbają o wodę, pilnują czy nikt bez
zezwolenia nie wędkuje. Chcieliśmy sprawdzić jakość tego łowiska jak
najwcześniej i obudziliśmy się po 3. Okazało się, że nikogo więcej nad
brzegiem nie ma a miejsce gdzie się zatrzymaliśmy idealnie nadaje się na
rozłożenie nawet 8 wędek. Było nas trzech więc dla nas idealnie. Z
obozu do wody zejście było po lekkiej skarpie więc do ideału odrobinę
zabrakło.
Ja standardowo spławik +
feeder. Jeden z kolegów na początek tylko jeden feeder a po kilku
godzinach również spławik, drugi kolega tak samo jak ja. Drugi kolega
rozłożył się po prawej od nas co widać na mapce:
Zielona
gwiazdka to nasz obóz, czerwona to ja, żółta to koledzy. Niebieskie
kreski to zestawy feederowe, pomarańczowe to spławiki.
Od
sama rana zaczęły się brania. Cóż mogę powiedzieć... Nie był to wielkie
karpie. Nie były to nawet karpie ani nawet jakikolwiek spore ryby. Były
to natomiast brania małych krąpi. Potem małych płoci, okoni i
leszczyków. Nie ważne czy próbowaliśmy na białego czy czerwonego robaka.
Na kukurydzę nie brało nic, podobnie jak na pellet lub kulki. Na
pocieszenie kolega stojący przy mnie złapał ładnego krąpia - zdjęcie
poniżej.
Największy krąp tej wyprawy |
Do 'kolekcji okazów' możemy zaliczyć jeszcze karasia drugiego kolegi:
Po
wieczór obok drugiego kolegi pojawiła się para wędkarzy - młody chłopak
z dziewczyną. Chwilę z nimi pogadaliśmy i się okazało, że karpi na
łowisku już nie ma. Po zarybieniu na początku roku, przez 6 miesięcy
miejscowi wyłapali 800kg ryby! Na szczęście są tam amury i to całkiem
ładne. Podobno oskubały z trzciny cały staw dookoła, zostawiły sobie
lilie które obwicie ozdabiały powierzchnię wody.
Po
pogawędce chłopak zaczął zanęcać przy użyciu bomby zanętowej. Używał
kukurydzy i konopi. Rzucał bombą dobre pół godziny i musiał w ten sposób
wrzucić kilka kilogramów przynęty. Wydawało nam się to zdecydowanie za
dużo ale okazało się to skuteczną metodą. Po może godzinie udało mu się
złapać dużego amura, ważącego 7-8kg.
Skoro
duża ilość zanęty i przynęty w wodzie pomaga to i my zaczęliśmy nęcić
na nocne wędkowanie. Kukurydza, konopie, pokruszone kulki, pellet,
zanęta feederowe - co kto miał tym nęcił. Wieczorem lekko zmieniliśmy
układ - wszyscy stanęliśmy na jednym brzegu jak to jest pokazane
poniżej. Błękitną gwiazdką oznaczyłem obozowisko łowców amurów.
Nocne rozstawienie |
Gdy
się już całkowicie ściemniło, jeden z kolegów poszedł do namiotu się
zdrzemnąć. Ironicznie to na jego wędkach potem widzieliśmy brania ale
niestety nie udało się zaciąć. Około północy bo bezowocnym siedzeniu,
gdy już zaczęło się robić zimno, również udaliśmy się do namiotów. Ja
złożyłem wędki, nie chciałem żeby nikt ich nie pilnował. Pomimo
wyjątkowo zimnej nocy udało mi sie zasnąć. Z rana dowiedziałem się, że w
nocy kolega miał silne branie. Udało mu się zaciąć ładną sztukę ale
niestety drugi kompan nie zdołał jej podebrać i okaz się spiął.
Chwile
po 6 ponownie zarzuciłem swoje zestawy, tak jak w sobotę. Ponownie
brały niewielkie krąpie i płotki. Próbowałem jeszcze innych miejsc,
innych przynęt, różnego gruntu na spławiku ale zawsze efekt był taki sam
- albo nic, albo maluchy.
Podsumowując
weekendową wyprawę - łowisko ładne, zadbane, widać, że ryba w nim jest.
Nam trzem udało się złapać łącznie około 60 ryb. Wartym odnotowania
jest ponad dwudziestocentymetrowy krąp i ciut mniejszy karaś a po
sąsiedzku ogromny amur. Chcemy jeszcze wrócić na Lesankę, tym razem
jesienią gdy słońce nie będzie tak dokuczać.
Wschód słońca nad stawem |