Zakaz przemieszczania się w związku z epidemią koronawirusa zdjęty, więc można było się wybrać na ryby. W pierwszą niedzielę po zmianach prawnych udaliśmy się do Jasionówki, bo słyszeliśmy o tamtejszym zbiorniku dużo ciekawych informacji.
Granicę Białegostoku przekroczyliśmy przed 5 rano więc na łowisko zawitaliśmy kwadrans po 5. Przed wjazdem do miejscowości, po lewej stronie znajduje się cel naszej wyprawy. Poniższa mapa pokazuje trasę dojazdu:
Dojazd z Białegostoku |
Nie wiedzieliśmy czy można objechać wodę dookoła ponieważ przy zjeździe z ulicy znajduje się mały parking. Na poniższym rysunku jest oznaczony czerwoną gwiazdką. Tam też zaparkowaliśmy i przeszliśmy na wybrane stanowiska. Moje stanowisko to żółta gwiazdka, a współtowarzyszy wyprawy niebieska. Jak się później okazało, autem mogliśmy podjechać dalej. Inne samochody dojeżdżały prawie do lasku znajdującego się na przeciwległym brzegu.
Nasze rozstawienie |
Większość z nas rozłożyła się pakietem spławikówka + feeder. Na zestaw spławikowy założyłem białego robaka a na gruntówkę truskawkowego dumbellsa. Dość szybko zaczęły się pierwsze brania. Robaka skubały nieduże płotki. Łapałem z dna więc liczyłem, że większe sztuki też się trafią.
Można powiedzieć, że brania były w kratkę. Momentami było branie za braniem żeby po chwili nastała dwudziestominutowa cisza. Taki schemat utrzymywał się przez całą wyprawę. Po kilku takich cyklach postanowiłem podnieść grunt na spławiku i sprawdzić co pływa wyżej w Jasionówce.
Jedna z pierwszych sztuk... |
... i jedna z drugich sztuk |
W wyższych partiach wody zaczaiły się okonie. W sumie to nawet nie okonie, a okonki. Kilkucentymetrowe sztuki brały co chwile, co nie bardzo mi się podobało. Aż szkoda było je wyciągać z wody więc znów postanowiłem spróbować dłuższego gruntu.
Na szczęście płotki ponownie zaczęły brać, nie odpłynęły za daleko. Niestety jak wcześniej były to brania w kratę. Momenty gdzie można było przysnąć przeplatały się z chwilami gdy nie było jak odłożyć wędki. Żadna większa sztuka się nie trafiła, ale też nie były to osobniki wielkości kciuka.
W trakcie naszego wędkowania odwiedził nas pan zbierający opłaty. 15zł za dzień wędkowania. Dostaliśmy kwit jako dowód wpłaty więc fajnie, że jest to oficjalne - może dzięki temu gmina dba o ten zbiornik.
Całkiem niebrzydka |
W między czasie kolega ze skrajnie lewej gwiazdki wyciągnął fajnego japońskiego karasia. Złapał go na feedera, na czekoladowo-pomarańczowy pellet. Z tego co słyszałem później, ryby z łowiska Jasionówka lubią owocowe smaki i złapany karaś zdaje się to potwierdzać.
Kilka chwil później, gdy kolega odwiedził moje stanowisko (z zachowaniem bezpiecznego dystansu ;) ) znów miał branie na pellet. Sąsiad z miejscówki obok zaczął krzyczeć, że ryba wciąga wędkę do wody. Niestety mimo szybkiej reakcji jego oraz mojego kolegi nie udało się skutecznie zaciąć i branie poszło na straty.
Największa ryba wyjazdu |
Około 11 dostałem informację, że muszę wracać do domu do dziecka, zaczęliśmy się powoli zwijać. Wędkowaliśmy około 5-6 godzin. Łącznie złapaliśmy kilkadziesiąt ryb, głównie płotki i malutkie okonki. Pomimo, że nie udało nam się złapać żadnej wielkiej ryby i tak postaram się wrócić na to łowisko. Przygotowane brzegi, dobry dojazd, miejsce na zostawienie auta, śmietnik - wszystko czego poza rybami oczekuje się od dobrego łowiska.