Stawy na ul. Mickiewicza
Wszystko chyba zaczęło się od stawów na ulicy Mickiewicza w Białymstoku. Mieszkaliśmy w centrum miasta, więc stawy były kilka minut piechotą od domu. Tam łapałem swoje pierwsze ryby. Kiedyś te łowiska różniły się od obecnego stanu. Były bardziej dzikie, zaniedbane ale też czystsze. Było tam dużo ryb - płotki, karasie, ukleje, czasem leszcze i nawet szczupaki. Co ciekawe i obecnie rzadko spotykane, widywać tam można było również raki. Zimą gdy stawy zamarzały pobliski sklep wędkarski (już chyba nie istnieje) płukał i sprzedawał ochotkę pochodzącą właśnie z tych akwenów. Pamiętam jak kiedyś w podstawówce pierwszy raz wszedłem na lód, właśnie po to żeby ze sprzedawcami ze sklepu pozyskać ochotkę.
Księżyno
Gdy już nabrałem trochę wprawy w wędkowaniu awansowałem w rodzinnej hierarchii wędkarskiej i byłem zabierany w bardziej odległe miejsca niż 3 przystanki autobusowe od domu. Bardzo często wybór łowiska padał na stawy w Księżynie. Znajdują się one na terenie ogródków działkowych, idąc z głównej drogi trzeba było minąć sklep spożywczy, potem hałdę węgla a potem ogrodzenie działkowiczów. Najwygodniejszy staw i zaraz najbardziej łowny staw miał poważną wadę - piaszczystą plażę z której wiele osób korzystało latem. Ale o 6 czy 7 rano mało kto jest chętny na kąpiel w zimnej wodzie stawu. Najczęściej naszym łupem padały tam płotki i okonie. Nie raz widywaliśmy tam wygrzewające się na słońcu klenie czy pływające przy brzegu liny ale nigdy szczęście nie dopisało nam aż tak żeby którąś z tych ryb złapać. Szczęście z kolei spotkało mnie pewnego razu właśnie na tym stawie i złapałem wtedy rybę w najdziwniejszy sposób w swoim życiu. Po zarzuceniu małej obrotówki zacząłem ją ściągać. Po chwili poczułem zaczep ale na tyle wygodny, że mogłem go wolno ściągać do brzegu. Myślałem, że to może kolejne chwasty których nie było tam mało. Gdy obrotówka znajdowała się przy brzegu, zobaczyłem, że 'udało' mi się złapać nie zarośla a reklamówkę którą jakiś idiota wrzucił do wody. A co najdziwniejsze w reklamówce był okoń! No, może nie okoń a okonek, bo ta bestia miała z 5cm długości. Ale sztuka, jest sztuka, w rankingu miałem +1.
Najstarsza przynęta z mojej kolekcji |
Dojlidy
W późniejszych latach regularnie odwiedzaliśmy zalew w Dojlidach. Głównie były to wyprawy typowo spinningowe, jedno długie koło wzdłuż brzegu. Wiadomo, że plaża i teren MOSIRu były niedostępne, ale żeby przejść dalej można było skorzystać ze ścieżki przez las. Na Dojlidach złapałem swojego pierwszego dużego szczupaka. 50cm na obrotówkę miedzianego koloru. Mam ją do tej pory i do tej pory nic więcej nie złapała.
Zalew był też świadkiem mojej pierwszej nocnej wędkarskiej wyprawy, byłem wtedy w podstawówce, w okolicach 4 klasy. Więcej na tej wyprawie spałem niż wędkowałem ale osiągnięcie zaliczone. Nawet nie pamiętam czy coś wtedy z tatą złapaliśmy, wiem na pewno, że podczas snu strasznie pogryzły mnie mrówki
Obrotówka z wyczerpanym szczęściem |
Wakacyjne wyprawy
W miarę gdy wyprawy nocne nie były mi już obce wyruszaliśmy na wakacyjne wędkowanie w trochę dalsze miejsca. Czarna Białostocka, Czuprynowo, Gródek, Łosośna. Zawsze jeździliśmy z bratem, tatą, wujkiem i bratem ciotecznym. Najpierw zbieraliśmy chrust żeby można było na czymś upiec kiełbaski. Potem przed zmrokiem rozkładaliśmy sprzęt, ogarnialiśmy obozowisko a w nocy ognisko i kiełbaski. Na prawdę piękne chwile. Byłoby jeszcze lepiej gdyby ryby chciały wtedy a komary nie psuć humoru.
Nowożytność
Potem nastał okres poważniejszej nauki, pracy i braku czasu. Liceum, dużo nowych znajomych, dużo piłki nożnej. Później studia, dużo zajęć, dużo projektów, dorywcze prace. Kolejny krok to wejście w dorosłe życie i stała praca. Praca, dom, praca, dom a w weekend wyjście do pubu. Minęło kilka lat z bardzo sporadycznym chwyceniem za wędkę. Teraz z żoną sami stanowimy dom. Nie mamy jeszcze dzieci więc czas na wędkowanie znaleźć mogę co kilka tygodni gdy przyjdzie wolniejszy weekend. A wraz z moim nowym-starym hobby postanowiłem założyć bloga, tego bloga! Chciałbym pokazać wam łowiska Województwa Podlaskiego swoimi oczami. Dać kilka porad, choć z wiedzą u mnie krucho. Czasem zagłębić się w zakamarki rynku sprzętu wędkarskiego, tego rodzimego i tego z Kraju Środka. Mam nadzieję, że dostanę od Was - czytelników - dużo porad które pomogą łapać coraz więcej i coraz większe okazy.
Do zobaczenia nad wodą!