• Strona główna
  • Atlas ryb
  • Porady
  • Wyprawy
  • Zakupy
  • Wokół ryb
Wędkarskie Podlasie

piątek, 22 czerwca 2018

Czarna Białostocka 17.06.2018

 czerwca 22, 2018   

Dawno nie byłem w Czarnej Białostockiej a jeszcze dłużej nie byłem tam na rybach. Ostatni raz z 10 lat temu. Gdy padła propozycja wyprawy na to łowisko zbyt długo się nie zastanawiałem.
Na miejscu zjawiliśmy się w czwórkę około 4:30. Co ciekawe na łowisku było już sporo wędkarzy, część z nich miała namioty więc byli po nocnej zasiadce. Odpowiednią ilość miejsca na brzegu znaleźliśmy przy północno-wschodniej części zalewu. Na poniższej grafice oznaczyłem gwiazdkami nasze stanowiska. Czerwony kolor oznaczą moją pozycję, zielony moich towarzyszy.

Poglądowa mapka

Każdy z nas próbował sił na spławik, tak jak i na feedera. Na początku postawiłem tradycyjnie na białe robaki, znajomi różnie - pellet, kukurydza, czerwone robaki. Po zarzuceniu spławika okazało się, że zbiornik jest bardzo płytki. Metrowy grunt w wielu miejscach okazywał się być za długi. Ciepła i płytka woda nie wróżyła zbyt dobrze...
Pierwsze branie miałem na feederze. Złapaną rybą okazał się mały leszcz. Wydaje mi się, że niewiele mu zabrakło do 30cm. Później, po obfitszym nęceniu pojawiły się małe płotki. Rekordzistka miała około 4cm długości. Reszta ciut większa ale i tak nie przekraczały 10cm. Udało również złapać się jeszcze dwa okonie, oba poniżej 10cm. Co śmieszniejsze, oprócz miniokoni przynętę atakowały również stynki. Tutaj również dwie sztuki 'udało' mi się wyciągnąć.

Pierwszy leszcz
 W międzyczasie u moich towarzyszy nie było wcale lepiej. Kilka małych płotek, kilka leszczy wielkości zbliżonej do mojego. Tego dnia w czwórkę próbowaliśmy wszelkiej maści przynęt: biały robak, czerwony robak, kukurydza, pellet, kulki proteinowe, ziarna konopi itd. Niestety woda nie była dla nas łaskawa tego dnia. Pod koniec wyprawy udało mi się złowić jeszcze dwa leszcze, trochę większe niż ten pierwszy. Największy jest widoczny na zdjęciu poniżej.

Największy okaz tego dnia
Z łowiska zebraliśmy się około 15. Niestety po wyprawie pozostał pewien niesmak. Gdy słońce zaczęło mocniej przypiekać, na zalewie pojawili się pierwsi plażowicze. Szybko im się znudziło leżenie na piasku i moczenie się w wodzie więc w ruch poszły różne atrakcje wodne. Głównie kajaki i rowery wodne. Nie wiem czy to ignorancja plażowiczów czy zwykłe chamstwo ale w ustalaniu tras swoich pojazdów nie brali pod uwagę wędkarzy. Momentami obawiałem się o swój feederowy zestaw bo naprawdę blisko brzegu pływały obecne tego dnia rowery wodne. Zrozumiałem wtedy dlaczego tak dużo osób łapie tam w nocy - wtedy nie ma tam wakacjuszy.

Więcej...
  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+

czwartek, 7 czerwca 2018

Stawy Marczukowskie - 30.05.2018

 czerwca 07, 2018     białystok, karaś, marczuk, wyprawy   

W pracy dostałem telefon od kolegi, pytał czy mam jakiś pomysł jak spędzić wieczór bo strasznie się nudzi. Pomyślałem, że można by wyskoczyć na szybkie rybki ale niestety kolega karty wędkarskie nie ma bo wędkarzem nie jest. Na ratunek przyszły stawy na ulicy Marczukowskiej w Białymstoku gdzie łowić można bez zezwolenia.
Z opowieści i wcześniejszych spacerów po okolicy wiedziałem, że na łowisku jest ryba. Po remoncie całego terenu zapuszczono tam karasie i na szczęście do tej pory nikt ich jeszcze nie odłowił. Przechadzając się po miejscowych pomostach bez problemu można dopatrzyć się stad małych rybek.
Około 18 zawitaliśmy na miejsce. Był lekki problem z parkowaniem ale kolega poradził sobie bardzo sprawnie. Na łowisku zastaliśmy starszego pana który łowił na spławik. Na standardowe pytanie 'czy bierze?' odpowiedział, że jedynie małe karasie.
Zarzuciłem dwie wędki spławikowe, jedną sobie, drugą koledze. Na haczyk założyłem po białym robaku. Przygotowałem nawet trochę zanęty żeby brania pojawiły się szybciej. Tak jak myślałem, brania pojawiły się bardzo szybkie. Na początku spławik tonął bardzo nieśmiało, później ryby coraz mocniej ciągały za przynętę. Przez początkowe momenty mieliśmy problemy z zacięciem pierwszej ryby. Przypuszczam, że problemem był wielkość haczyka która była za duża względem pływających na Marczuku ryb.

Ryba na miarę możliwości łowiska

Po kilku nieudanych próbach w końcu nastał moment wyciągnięcia pierwszej ryby z wody. Udało się to mojemu koledze. Złapaną rybą oczywiście okazał się karaś i oczywiście jego wielkość oscylowała w okolicach 7-8cm. Brania nie ustawały i tylko kwestią czasu był kolejny 'sukces'. 
Udało mi się jeszcze złapać 2 karasie. Powyższe zdjęcie pokazuje pierwszego z nich. W obu przypadkach były to niewielkie sztuki. Po 20 gdy zaczęło robić się ciemno udaliśmy się w drogę powrotną do domów. Tą miniwyprawę można uznać za udaną. Miło spędziliśmy czas i 'coś' złowiliśmy.
Więcej...
  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+

poniedziałek, 28 maja 2018

Koplany 26.05.2018

 maja 28, 2018     koplany, leszcz, wyprawy   

Dzień Matki przyniósł kolejną wizytę na moich ulubionych gliniankach. Opis tej wyprawy będzie mało interesujący i nudny, tak jak sama wyprawa...
Tym razem na łowisku zebraliśmy się we czwórkę - ja i trzech kolegów, braci. Dwóch z nich spędziło na Koplanach noc, my dojechaliśmy około 5 nad ranem. W Białymstoku przez noc padał deszcz, niestety na łowisku pierwsze krople pojawił się nad ranem. Na nieszczęście po przyjeździe glinianki powitały nas silnymi opadami, na szczęście tylko chwilowymi. Około 5:30 przestało padać i zaczęliśmy się rozkładać ze sprzętem.
Ja standardowo, dwie wędki spławikowe. Koledzy głównie feedery. Jak zwykle łapaliśmy z północnego brzegu drugiego stawu. Jeden z braci stanął po przeciwnej stronie glinianki i tam próbował swoich sił, na spławik i na feedera. 
Na poniższej mapce oznaczyłem rozstawienie naszych stanowisk i zestawów. Zielona gwiazdka to ja, pomarańczowe to koledzy. Liniami czerwonymi oznaczyłem feedery, a niebieskimi spławiki. Żółte kropki to miejsca na brzegu z których próbowałem swoich sił rzucając spinningiem.


W nocy podobne brania były marne. Kilka krąpi udało się złapać i jednego leszczyka. Doświadczenie nauczyło mnie, że noc nie służy łapaniu ryb i tak też było w tym wypadku. Z rana ryby równie niechętnie chciały się skusić na oferowane przez nas smakołyki. Około 8 zaczęły się brania. Szybko zaczęły i równie szybko skończyły. Udało się nam złapać 2 małe płotki idealne na żywca i 2 leszczyki. Przez kolejne kilka godzin woda było zbyt spokojna. Jak nigdy nie było widać jakichkolwiek ruchów ryb a tym bardziej nie uświadczyliśmy brań. Kolejna 'fala' brań zaczęła się około 12 i skończyła o 12:30. W tym czasie złapaliśmy jeszcze 3 leszcze po około 30 centymetrów długości. Po tych 30 minutach szczęścia brań już nie mieliśmy. W międzyczasie zwinąłem jeden spławik i próbowałem na feedera ale niczego to nie zmieniło. Próbowaliśmy łapać na wszystko co w tym czasie było możliwe: białe robaki, czerwone, pinka, pellet, pellet z Chin, kukurydza i na kulki o wielu, różnych smakach i zapachach. Nic tego dnia nie było skuteczne. Również żadna z przynęt spinningowych nie okazała się skuteczna.


Ogólnie nie był to dobry dzień na wędkowanie. Każdy wędkarz który nas mijał mówił, że słabo mu tego dnia poszło. Powyżej jedyne zdjęcie ryb, tuż przed wypuszczeniem ich do wody. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś z nimi spotkam, jak podrosną.



Więcej...
  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+

piątek, 25 maja 2018

Oko w oko - Meredith vs. Savage Gear

 maja 25, 2018     aliexpress, cannibal, meredith, savage gear, spinning, szczupak, zakupy   

Na AliExpress można znaleźć tańszy odpowiednik znanej i chwalonej przynęty, czyli Savage Gear Cannibal. Sprzedaje je sklep Meredith. Tak się składa, że posiadam obie przynęty więc dlaczego by nie zrobić porównania?

Savage Gear vs. Meredith
 
Obie przynęty są podobnej wielkości. Długość to około 8cm. W przypadku towaru od przyjaciół z Chin mamy do czynienia z szerszą rybką. Ogonek również jest większy, dłuższy i szerszy.

Rozmiarowo obie firmy są ze sobą zgodne

SG Cannibal ma dużo żywsze kolory. Widać to wyraźnie na poniższym zdjęciu. W obu przynętach brzuch jest czerwony. Przynęta od Savage Gear jest prawie cała zielona a ta od Meredith zielony ma tylko grzbiet. Reszta drugiej przynęty jest wypełniona kolorem zielono-żółtym. Ogonek oryginału jest żółty.
Pomimo tego, że żadna z tych przynęt nawet nie dotknęła wody, chiński odpowiednik już zaczyna tracić kolor. Można więc rzec, że farba w tym przypadku jest mało trwała.
Rybka od Savage Gear ma oko w postaci kropki farby, u konkurencji jest to wklejona lub wtopiona w gumę imitacja ze srebrną obwódką. Tutaj plus dostaje Meredith

Na górze Savage Gear, na dole Meredith
Guma z Chin wydaje się być trochę bardziej miękka. W bardzo prostym teście elastyczności wyginana się zdecydowanie mocniej. Nie wiem od czego to zależy, ale zbiera ona dużo więcej brudu co można zobaczyć na zdjęciu niżej, na powierzchni ogonka.
Wagowo obie przynęty prezentują się tak samo - 5 gramów. Cenowo jest różnica. Za Savage Gear Cannibal zapłaciłem w miejscowym sklepie równe 3zł. Dla Meredith za 10 sztuk zapłaciłem 15.51zł, czyli dwa razy taniej.

Test elastyczności

Mam nadzieję, że różnicę w pracy uda mi się sprawdzić w najbliższych dniach. Liczę też na to, że skuteczność przynęt również uda mi się sprawdzić i będę mógł stwierdzić która z przynęt jest bardziej łowna. To chyba jest najważniejsze przy testach tego typu.

Więcej...
  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+

sobota, 12 maja 2018

Park w Dojlidach 06.05.2018

 maja 12, 2018     park dojlidy, wyprawy   

Jak za starych dobrych czasów wybraliśmy się rodzinnie na ryby. Skład w miarę standardowy - ja, brat, tato i wujek. Wypad dość spontaniczny, wszystko ustalone dzień wcześniej wieczorem, nawet nie zdążyłem kupić robaków.
Na łowisko zajechaliśmy tuż przed 5. Idąc od strony kościoła, rozstawiliśmy się pomiędzy pierwszym a drugim stawem. Każdy się szybko rozłożył, przygotował zanętę i zarzucił zestawy. Zapomniałem już jak się łapie z moim towarzyszami... 5 spławików pływało na szerokości 3-4 metrów. Na szczęście każdy jest na tyle doświadczony, że plątania pomiędzy wędkami nie było za wiele.
Brania zaczęły się u wujka chwilę po 5. Wujek od razu wrzucił sporą ilość zanęty do wody i pewnie to sprowokowało drobnicę do aktywności. Ja wrzuciłem niewielka ilość swojej specjalnej zanęty w małej odległości od spławika. Specjalnej ponieważ dodałem tam wcześniej przygotowany dodatek piekarniczy czyli zmielone/starkowane wszelkie wyroby z pieczywa (oprócz chleba) które uschły u mnie w domu. Zaraz po zanęceniu i u mnie pojawiły się brania a około 5:20 wyciągnąłem pierwszą płotkę. Ryba nieduża ale jest. Inni też nie musieli długo czekać na swoje pierwsze tego dnia ryby i zaczęliśmy hurtowo łapać płocie.
Wielkość ryb wahała się od 10 do 30cm. Co interesujące najbardziej chcieliśmy złapać 'okaz' jak najmniejszy żeby móc spróbować na żywca. Na szczęście po łowisku i takie ryby pływają więc zbyt długo nie musieliśmy czekać na kilka centymetrów szczęścia. Chwilę po wyciągnięciu malutkiej płotki z wody tato zarzucił zestaw żywcowy.
Ja w tym czasie przeniosłem się na staw który miałem za plecami. Tam próbowałem swoich sił na spinning. W końcu mogłem przetestować przynęty zakupione zimą na AliExpress. Wcześniej opisywany przeze mnie łamaniec pracuje bardzo dobrze w wodzie. Niestety aby uzyskać pożądaną pracę przynęty trzeba ją stosunkowo szybko zwijać. Pomimo tej wspaniałej pracy nie udało mi się skłonić szczupaka do brania. Po testach innych przynęt założyłem starą poczciwą Algę '0' i nią uderzył drapieżnik ale niestety nie udało mi się go zaciąć. Chwilę później wróciłem na dawne stanowisko i kontynuowałem łapanie płotek.
W międzyczasie doszło do zmiany żywca i tym razem wujek przy jego użyciu zajął się polowaniem na szczupaka. Ku mojemu zaskoczeniu 'król wód' skusił się na małą płoteczkę. Bez paniki czekaliśmy aż ryba dobrze chwyci przynętę i dopiero wtedy wujek zaczął hol. Niestety - okazało się, że szczupak nie zdążył dogryźć się do haczyka a jedynie trzymał zębami płotkę. Tuż przy brzegu ją puścił i tym razem on był zwycięzcą. Już do końca dnia nie uświadczyliśmy brań na żywcówkę.
Jakoś po 12 znów spróbowałem złapać coś na spinning. Tym razem nie eksperymentowałem z nowymi przynętami tylko zdecydowałem się na 'weteranów'. Silne uderzenie miałem na Gnoma '0' i udało mi się zaciąć szczupaka. Hol nie był trudny, ryba walczyła ale nie był to wielki okaz więc bez problemu dociągnąłem ją do brzegu i... i się szczupak spiął może metr ode mnie. Wielka szkoda bo to byłby pierwszy szczupak tego sezonu. Niestety żadna ryba już nie skusiła się tego dnia na moje przynęty.
Wędki zaczęliśmy zwijać około 14. Sumarycznie, na 5 spławików, 4 osoby wyszło około 80 płotek. Niektóre idealne na żywca, niektóre dochodzące do 30cm. Jeżeli ktoś lubi niezbyt wymagające łowiska to polecam stawy w Park w Dojlidach
Więcej...
  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+
Nowsze posty Starsze posty

Szukaj

Najnowsze posty

Tagi

wyprawy (8) zakupy (8) aliexpress (6) atlas ryb (6) koplany (4) opis (4) spinning (4) szczupak (4) karaś (3) karp (3) leszcz (3) okoń (3) płoć (3) wokół ryb (3) łowiska (3) Lesanka (2) Repczyce (2) amur (2) porady (2) savage gear (2) Biedronka (1) Jasionówka (1) białystok (1) cannibal (1) kosa (1) krąp (1) marczuk (1) meredith (1) park dojlidy (1) recenzja (1) rybki z nadawki (1) rzeka (1) wobler (1) Żółtki (1)

Blog Archive

  • cze 2023 (1)
  • maj 2020 (1)
  • lis 2019 (1)
  • lip 2019 (1)
  • kwi 2019 (2)
  • mar 2019 (1)
  • lut 2019 (3)
  • sty 2019 (5)
  • lis 2018 (4)
  • sie 2018 (1)
  • lip 2018 (1)
  • cze 2018 (3)
  • maj 2018 (3)
  • kwi 2018 (2)
  • mar 2018 (3)

Zgłoś nadużycie

Copyright © Wędkarskie Podlasie | Powered by Blogger